Gdy w 2019 roku po raz pierwszy miałem okazję zasiąść na widowni programu Ninja Warrior Polska i przeżywać na żywo te ogromne emocje, nie mogłem mieć pewności czy w 2020 w ogóle odbędzie się kolejny sezon. A już w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że w 2020:
zostaną nagrane aż dwa sezony
nagrania będą wyglądały zupełnie inaczej
Jak to wyglądało w 2019 możecie przeczytać w tym artykule LINK.
W dzisiejszej relacji będę przede wszystkim podkreślał różnice pomiędzy sposobem nagrań w 2019, a w 2020. Myślę, że będą to ciekawe, a czasem zaskakujące informacje.
Jedną z pierwszych różnic z jaką trzeba się było zmierzyć to wyzwanie w postaci dostania się na widownię. Tym razem było trudniej, ponieważ tylko połowa miejsc na przygotowanych trybunach była dostępna, nie było też opcji aby wejść sobie ot tak z ulicy, co było możliwe poprzednio.
Nie było więc co liczyć na szczęście, aby dostać się na widownię trzeba było poprosić zawodników o wpisanie na listę kibiców. Lista oczywiście miała ograniczoną liczbę pozycji.
Mając już zaproszenie stawiłem się na czas przed Halą Arena Gliwice. Hala ta ponownie została gospodarzem nagrań tego programu. Brak widocznych oznaczeń, iż tu jest kręcony program Ninja Warrior był ponownie elementem wspólnym z rokiem poprzednim. A różnice?
Różnice pojawiły się już po przekroczeniu pierwszego progu. Zanim panowie ochroniarze przetrzepali nasze tobołki, trzeba było wpierw stanąć twarzą w twarz z maszyną mierzącą temperaturę ciała.
W pierwszy dzień problemów nie miałem, ale kilka dni później przyjeżdżając na nagrania finałów w godzinach południowych, maszyna złowrogo zabuczała i zaświeciła na czerwono. No ładnie, wizja niemożności zobaczenia finałów była wtedy dla mnie dużo bardziej druzgocąca niż myśl, że mam covid :) Głupie, ale tak było.
Szczęśliwie ochroniarze podeszli na spokojnie i grzecznie poprosili by wyjść na zewnątrz.... i ochłodzić się w cieniu. Po około dziesięciu minutach zostałem zaproszony ponownie - tym razem nie było problemów, ufff.
Rejestracja i odbiór opasek przebiegała podobnie, nieprzyjemna różnica pojawiła się po przekroczeniu strefy "zamkniętej". Polegała ona na tym, że zamiast od razu prosto cisnąć na widownię i czuć emocje programu...utkwiliśmy w tej strefie pomiędzy wejściem na halę, a wejściem na widownię... na wiele godzin.
Niestety producenci bardzo ograniczyli liczbę osób przebywających na widowni, co spowodowało wpuszczaniem kibiców na raty. Był to duży zawód. Wręcz ogromny, tego się mimo wszystko nie spodziewałem.
Szczęściem w nieszczęściu były tam monitory na których można było oglądać to co działo się na torze. Niestety bez dźwięku, ale już nikt na to nie narzekał. Drugim pozytywem był otwarty punkt gastronomiczny, gdzie można było kupić jakieś napoje i fastfoody. Szło jakoś przeczekać, nagroda była warta poświęcenia.
Gdy nadchodził właściwy moment, producenci zapraszali kibiców danej osoby i można było przekroczyć próg "żelaznych wrót", a następnie krętą drogą przejść na widownię.
Każdy kibic wpuszczany na widownię został obdarowany materiałową maseczką ze znaczkiem Ninja Warrior, zapakowaną w foliowy woreczek. Przyznaję, że jak większość ludzi obok mnie bardzo ucieszyło się z takiego prezentu i już oczami wyobraźni widziałem jak dumnie paraduję po moim mieście z maseczką Ninja Warrior na twarzy. Szpan na dzielni gwarantowany.
Czar prysł po jej założeniu. Intensywny zapach proszku do prania uderzył w nozdrza i już wiedziałem, że z maseczką przyjdzie się pożegnać przy wyjściu, a jutro założy ją inny wybraniec. Nie będę Was trzymał w niepewności. Nie myliłem się. Trochę to było słabe. Myślę, że spokojnie mogli sobie pozwolić na to by maseczki zostawały w rękach widzów, a tak, no cóż. Gdzieś tam w głowie kłębiła się myśl, kto ją miał poprzednio ubraną i w jaki sposób ją dezynfekowano.
Tego się nie dowiedziałem i może dobrze.
Zanim jednak zasiadło się na widowni, trzeba było jeszcze odczekać (ponownie) swoje na płycie hali widowiskowej. Widzowie byli zapraszani z lekkim wyprzedzeniem, tak aby zminimalizować przerwy w nagraniach potrzebne na wymianę kibiców.
Żeby było weselej, to trybuny opuszczała tylko część widzów, część zostawała dalej, więc powstawały luki i ekipa programu musiała się mocno napracować by wszystkich odpowiednio porozsadzać, tak aby kibice danego zawodnika siedzieli razem, blisko siebie, tak jak to było tylko możliwe w panujących okolicznościach.
Gdy się już się w końcu zasiadło na swoim miejscu można było się rozejrzeć. To co od razu rzuciło mi się w oczy, to zmiana lokalizacji przeszkody "Góra Midoriyama", która tym razem stała w innym miejscu niż podczas nagrań do pierwszego sezonu.
Sam tor był bardzo podobnie ułożony, a pierwsza część dość podobna do tej z przed roku, oczywiście lekko utrudniona ale bez rewolucji - mówię oczywiście wyłącznie o drugim sezonie, jak było w trzeciej - sami zobaczycie.
Będąc już przy drugim sezonie to sprzedam Wam ciekawostkę. Sami na pewno zwróciliście uwagę jak trudny był tor finałowy w tej edycji. Aby jeszcze bardziej Wam to uzmysłowić - to wyobraźcie sobie, że nawet zawodowi testerzy podczas demonstracji jak go przejść, nie dali mu rady. Co więcej, testerzy działali na zasadzie sztafety, czyli nie musieli ukończyć całego toru, tylko jego połowę.
Byli wypoczęci i zrelaksowani, czyli wprost przeciwnie niż uczestnicy. Zastanawiałem się czy ten tor z finałowego drugiego sezonu był do zrobienia przez kogokolwiek kogo znam. Doszedłem do wniosku, że nie. Poziom trudności wzrósł zdecydowanie za szybko.
Czy producenci wyciągnęli z tego wnioski przy kręceniu trzeciego sezonu? A może wręcz przeciwnie? Tego dowiecie się już wkrótce.
Wracając do wrażeń z widowni to ponownie przyjemnie było zobaczyć w roli animatora Pana Jacka. Pan Jacek biegał od lewej do prawej strony widowni i pokazywał kiedy wstawać, kiedy siadać, kiedy tupać, buczeć, krzyczeć, głośniej krzyczeć, wrzeszczeć.
Pan Jacek na wstępnie zapowiedział, że bycie na widowni to zarówno zaszczyt jak i ciężka praca i prosi o współpracę. Udział w programie jako widz to nie jest wcale lekki kawałek chleba.
Nagrania trwają wiele godzin, "przerw" na nagrywanie komentarzy prowadzących jest o wiele więcej niż nagrań samych przejść toru przez zawodników. Niestety przeważnie nie było słychać co prowadzący mówią, a liczne duble tylko to wszystko wydłużały. Powodowało to znużenie i pytanie dlaczego nagrań wypowiedzi nie można było rejestrować bez udziału publiczności? Kompletna strata czasu.
Pamiętajmy, że publiczność była mocno przerzedzona, co tylko jeszcze bardziej utrudniało żywiołowe i głośne kibicowanie. Szczerze, to efekt odgłosów z widowni który słyszałem w drugim sezonie Ninja Warrior Polska wypadł bardzo słabo. Pustawa widownia również dobrze w tv nie wyglądała.
Moim zdaniem lepszym kierunkiem jest to co zaproponowano w American Ninja Warrior czyli puszczanie odgłosów widowni z playbacku, tak jak obecnie np. podczas transmisji meczów piłki nożnej.
W trzecim sezonie nie spodziewam się tu niestety żadnej rewolucji.
W porównaniu do pierwszego sezonu zmianie uległ skład prezenterów, a dokładniej 1/3 składu. Juras i Jurek Mielewski pozostali a ich rola się nie zmieniła. Zmiana nastąpiła na stanowisku osoby rozmawiającej z zawodnikami i ich rodzinami oraz komentującą poczynania zawodników z poziomu toru.
Zamiast Pani Oli Szwed rolę tę dostała Pani Karolina Gilon. Niestety w moim odczuciu zmiana na minus. Program i jego montaż potrafi zdziałać cuda, miałem jednak okazję widzieć zachowanie obu Pań na żywo i je porównać. Z przykrością trzeba stwierdzić, że wolałem podejście Pani Oli. Bardziej naturalne, sympatyczne, żywiołowe i elokwentne. O ile nowa gwiazda TV Polsat dawała radę prowadzić rozmowę z uczestnikami i ich rodzinami, to komentowanie poczynań zawodników na torze to już inna bajka.
Ciekawostka - wszystkie teksty, które Pani Karolina wypowiadała były podszeptywane przez osobę, która szła krok w krok za nią, ale tak by nie być widoczną w kamerach. Niestety tylko część z podpowiedzi była uznawana przez prowadzącą za godną powtórzenia. No trudno - może w czwartym sezonie coś się tu zmieni.
Podsumowując bycie kibicem w tym programie to nie bułka z masłem, to kawał ciężkiej pracy o ile się do tego podchodzi z odpowiednim nastawieniem i zaangażowaniem. Było to niestety mniej przyjemne doświadczenie niż podczas kręcenia pierwszego sezonu, nie tylko dlatego, że minął już czar nowości, ale ze względu na zmiany jakie zostały wprowadzone i poczucie braku szacunku dla czasu ludzi, którzy przyszli kibicować swoim ulubionym zawodnikom.
Czy żałuję? Absolutnie nie. Czy poszedłbym jeszcze raz? Absolutnie tak. Przede wszystkim jednak cieszę się, że program został nagrany, a dodatkowo w bonusie dostaniemy trzeci sezon, który właściwie jest drugą częścią drugiego sezonu.
Pamiętajmy, że program był kręcony dosłownie od razu po zakończeniu zdjęć do sezonu drugiego, więc zawodnicy nie tylko nie mieli czasu na poprawę umiejętności. Mieli wręcz prawo czuć się zmęczeni po nagraniach, nie tylko fizycznie, ale psychicznie - gdyż najczęściej to właśnie stres i długie oczekiwania na swój start były podawane przez zawodników jako najtrudniejsza przeszkoda do pokonania.
W każdym razie już nie mogę się doczekać i zobaczyć ten program po montażu. Już jutro dowiemy się czy dodatkowy czas został odpowiednio wykorzystany i uda się wykrzesać więcej emocji z programu.
Ja z pewnością obejrzę wszystkie odcinki, a Wy?
Źródło zdjęć - https://fb.me/ninjawarriorpl
Comments