W tym artykule znajdziecie moją relację z nowej formuły Opener w ramach serii biegów przeszkodowych Barbarian. Dowiecie się czy ta formuła rzeczywiście jest łatwiejsza niż tradycyjny Barbarian, czy to dobra opcja dla początkujących, czy warto na nią zabrać osobę, która wstała właśnie od biurka i postanowiła zostać przeszkodowcem.
Od weekendu z Barbarianem minęło już kilka dni, ręce powoli się goją, a siniaki zanikają. W tym czasie pojawiło się już sporo artykułów, dotyczą one jednak w głównej mierze niedzielnego wyścigu, to zrozumiałe - w końcu był to bieg ligowy, była fala elite i sporo gwiazd z zagranicy.
Tak więc żeby się nie powtarzać skupię się na nowej formule Opener, skierowanej do początkujących przeszkodowców.
Jeśli więc chcecie poczytać o niedzielnych zawodach to zapraszam Was m.in. do poniższych artykułów:
http://biegowe.pl/2019/04/polska-dania-01-na-otwarcie-sezonu-barbarian-race-w-siemianowicach-slaskich.html
https://extremalny.pl/wydarzenia/barbarian-race-swietni-zawodnicy-wymagajace-przeszkody
https://leonkofoed.com/2019/04/07/barbarian-race/
W tym ostatnim jest również trochę o bardzo widowiskowej formule Arrow z punktu widzenia aktualnego Mistrza Europy na krótkim dystansie - Leona Kofoed'a.
Ok, wróćmy więc do nowej formuły Opener.
Pomysł z początku wydawał się dość szokujący. Barbarian przez ostatnie lata wypracował sobie markę bardzo trudnego biegu, z najtrudniejszymi technicznymi przeszkodami w polskim, a może i europejskim OCR. To właśnie ta trudność, to wyzwanie przyciągało rzesze zapalonych fanów biegów przeszkodowych, z drugiej strony odstraszało jednak początkujących, którzy na samą nazwę Barbarian bledli i zapisywali się na Runmageddon w formule Intro lub Rekrut.
Organizator widać przekalkulował, że takie podejście sprawi, że liczba nowych uczestników nie będzie zbyt szybko przyrastać. Wykonał logiczny ruch i zaproponował formułę dla początkujących "Opener".
Sam byłem jej bardzo ciekawy, zakochałem się w biegach przeszkodowych, nie jestem jednak żadnym kozakiem ani dzikiem, dlatego za każdym razem na Barbarianie liczba karnych rund była spora. Hybryda, Combo, Dragon Tail, Stairway to Heaven / Łososiowa drabina, Wisieńki, Barbara, Fatality - to przeszkody, których jeszcze rok temu nie byłem w stanie samodzielnie pokonać. Może więc Opener będzie dla mnie, z drugiej strony to bieg dla początkujących, więc bałem się, że może będzie jednak za łatwo, za prosto, za nudno...
Ciekawość jednak zwyciężyła i w ostatniej chwili zapisałem się na Opener. Przewidziane było 5 fal z czego 4 pierwsze były już wypełnione po brzegi, tylko w ostatniej fali było jeszcze trochę miejsc, więc wyboru już nie miałem.
Oprawa startu na plus, imponująca brama, muzyka, speaker i miotacze ognia, prawie jak na koncercie Rammsteina ;-) Pakiet startowy też nie zawiódł, ba, nawet pozytywnie zaskoczył - ale nie po to tu przyjechałem.
Opener to formuła bez fali Elit, to możliwość pomagania sobie na przeszkodach, tak więc atmosfera na starcie jest bardzo przyjazna i pomimo, że pierwsze kilkaset metrów będzie trzeba biec wąskimi ścieżkami, nie ma jakiś przepychanek, spiny, przekleństw. Biegnę spokojnym, równym tempem, wiem, że zdążę się jeszcze zmęczyć - to nie mój pierwszy Barbarian. A propos, gdy speaker zapytał, kto pierwszy raz startuje w Barbarianie rękę podniosło ponad połowa osób, tak więc Wodzowi (czyli Grzegorzowi Szczechla) udało się nakłonić tą formułą sporo osób do debiutu.
Pierwsza przeszkoda to kilkusetmetrowa runda z worem na której zdobywam kilka pozycji, potem skok przez bramę i w końcu jakaś konkretna przeszkoda - nowość "rurecznica". Dla Openera krótsza niż dla Race, wchodzi gładko. Potem od razu "chomik", kiedyś wyzwanie, teraz w kategorii "nie widzę przeszkód". Następnie trochę biegu, czołgania się i seria przeszkód coś a'la "hot wheels" i dwie ścianki, w tym jedna ruchoma. Tu wyprzedzam sporą część osób, którzy muszą z nimi chwilę powalczyć. Potem dłuuuuuuuugi odcinek biegowy i nagle zrobił sie już 7 km, no a gdzie te przeszkody? Czyżby faktycznie ten Opener był taki prosty?....
Nic z tego :) To jest jednak Barbarian, a nazwa i dziedzictwo zobowiązuje. Ostatnie 3 km są najeżone wręcz przeszkodami. Wpadam na stadion gdzie pod rząd trzeba zrobić "Hybrydę", nowość "Klik-klak", "Hot wheels", "Rings of glory". Na szczęście przeszkody zostały zmodyfikowane tak aby były łatwiejsze, elementy są po prostu bliżej siebie. Dałem radę :)
Widać jednak, że "Hybryda" sprawia problemy i spora część osób robi karne padnij powstań.
Po płaskim bieganiu i technicznej części przychodzi moment na trudniejszy teren, jest sporo podbiegów i zbiegów, niektóre zaskakująco strome. Organizator dobrze wykorzystał teren wokół stadionu w Siemianowicach.
Nowa przeszkoda "Ding-Dong" przypomina jarmarczne zabawy, trzeba mocno uderzyć młotem aby metalowy element wystrzelił w górę i uderzył w dzwonek. Niezła zabawa, szkoda jednak, że na różnych stanowiskach trzeba było użyć różnej siły i po kilu nieudanych próbach wolontariusz podpowiedział mi, że skrajny Ding-dong jest łatwiejszy. Fakt, za pierwszym razem od razu siadło. Trzeba to dopracować. Ale ok, biegniemy dalej.
I tu szok, kolejną przeszkodą jest "Dragon Tail", moja zmora, przeszkoda, której nigdy nie pokonałem. Myślę sobie Wodzu zrobił nas w konia, coś takiego na biegu dla początkujących? Wizja przejścia Barbariana zaliczając wszystkie przeszkody rozpływa się właśnie we mgle... Na szczęście Pani Sędzia wytłumaczyła mi poprawną technikę i pyk, pyk, pyk... JEST. Smoczy ogon pokonany pierwszy raz w życiu :-)
Potem było zdaje się "UFO", podpytałem Sędziny czy uczestnicy dają radę i okazało się, że jak najbardziej tak i generalnie nie ma co robić bo niemal wszyscy ją pokonują.
I teraz robi się ciekawie, kolejna przeszkoda polega na wybiciu się z trampoliny i uderzeniu dzwonka zawieszonego na linie nad basenem. Jest zimno, woda jeszcze zimniejsza, ale z tego co obserwuję to nikt się nie wyłamuje i wszyscy wskakują do wody.
Tuż po wyjściu z wody czekała szatkownica, jak Cię trafiła to siup znów lądowałeś w wodzie.
Nawet jak Cię nie trafiła, to i tak potem znów trzeba było wejść do basenu i przejść na jego drugą stronę. Moim zdaniem wymuszenie wchodzenia do zimnej wody, w taki chłodny dzień i w dodatku na Openerze było zbędne. Można to było pominąć. Tym bardziej, że tuż po wyjściu z wody trafialiśmy na drugi Low-Rig. Trzeba przyznać, że był dość wymagający, może trochę za trudny jak na bieg dla początkujących, może nie. W końcu to Barbarian więc musi być trudno.
Jednak umiejscowienie Low-Riga tuż za basen powodowało, że był bardzo mokry, a przez to śliski, zawierał również koła w które trzeba było wkładać zmęczone już nogi, dodatkowo gwałtownie wychłodzone wskakiwaniem do wody spowodowało, że co chwilę kogoś chwytał bolesny skurcz. Wyglądało to niemal komicznie i dramatycznie gdy co chwilę ktoś klął i zwijał się z bólu. Cóż, niestety byłem jednym z nich. Zmęczenie, plus wychłodzenie po basenie spowodowało, że skurcze na tej przeszkodzie łapały okrutnie i pomimo 20 minutowej walki, musiałem uznać gorzką porażkę. Barbarian Opener mnie pokonał.
Kuśtykając ostatni kilometr pokonałem po drodze rzut młotem, bramę z siatką, równoważnię i dotarłem do Fatallity...Tak, do tego Fatality. Jedna z najtrudniejszych przeszkód na Barbarianie była jako przeszkoda na Openerze, biegu dla początkujących...na szczęście jak się okazało w wersji uproszczonej czyli bez ostatniego elementu: kołkownicy :)
Wodzu, zwracam honor, nie będę cytował co pomyślałem widząc Fatality przed metą :D.
Po Fatality już tylko meta, medal, ścianka chwały i zdjęcia.
Jak wspomniałem nie było to moje pierwsze starcie z Barbarianem, zanim więc podsumuję Opener to pozwólcie, że jeszcze przytoczę wypowiedzi osób, które w nim debiutowały.
Na początek Monika Borek:
Postaram się krótko, zwięźle i bez przedłużania. Barbarian Opener jest moim pierwszym biegiem OCR którego podjęłam się po przygodach z Runmageddonem. Od stycznia miałam przyjemność trenować w studiu treningowym Monkey Fly co skusiło mnie do podjęcia decyzji o startach w innych biegach OCR. Nie ukrywam, że Barbarian zawsze kojarzył mi się jako strasznie wymagający, ale skoro Wódz wyszedł naprzeciw tworząc falę OPENER uznałam, że zbieram drużynę i lecimy- udało się w 12 osobowym składzie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem organizacji całego wydarzenia. Medal kozak, pakiety startowe full wypas. Super, że zadbaliście o ciepłe przebieralnie i prysznice. Brak kolejek w biurze zawodów, fale wypuszczane co 30 minut spowodowały luz na trasie. Wolontariusze w dużej części są również osobami startującymi, więc pokonując przeszkody mogli nam wiele podpowiedzieć. Moment odprawy, kiedy Wódz wychodzi do nas jak do kumpli i opowiada co zaraz będzie się działo jest strasznie motywujące i miłe.
Przeszkody, zakochałam się w tych konstrukcjach. Osobiście nie sprawiły mi większego problemu, prócz drugiego low ringa zaraz po basenie i ruchomej ścianki. Szkoda, że niektóre były wyłączone całkowicie lub skrócone, mogły zostać, ale np. dla chętnych. Dużo biegu, ale spodziewałam się po mapce, że trasa może się wiele nie różnić od Race. Osobiście jestem strasznym zmarzluchem i zimno mnie paraliżuje, więc woda mogłaby nie pojawiać się wcale. Wbiegając na metę miałam niedosyt, co oznacza tylko jedno- kolejny Barbarian już na pewno w wersji Race.
I jeszcze Arek Tomala, który zajmuje się m.in. tworzeniem materiałów video dla Śląskiej Ligi OCR, sprawdźcie jego Instagram: @arekartpl oraz YouTube: https://youtu.be/-2CdjPqgFZ4
To był mój debiut w Barbarian Race, ale zarazem trzeci/piąty event biegu z dodatkami - czysto OCRowy zaliczyłem w 2018 bytomskiego Harpagana i piekarską edycję Masakratora, a event biegowy połączony z ćwiczeniami siłowymi to dwie edycje Crossrun Paprocany.
Z Openerem mam tylko porównanie z Harpaganem - podobny dystans i "jakieś tam" przeszkody. Mówię "jakieś tam" bo o większości zdążyłem już zapomnieć.
Biegowo w ogóle nie byłem przygotowany do Barbarian Race, co pokazał tydzień wcześniej bieg Crossrun Paprocany Duety na dystansie 7km, poprzedzony serią 4x50 powtórzeń ćwiczeń z obciążeniem. Czas 01:00:22 i pozycja 10-11, i to tak ogromna zasługa mojej pary w biegu - Basi, która bezustannie motywowała mnie do podkręcenia tempa, gdy już się poddawałem.
Od dwóch lat trenuje crossfit, z naciskiem na elementy siłowe, a moje treningi biegowe ograniczają się do 60min w tygodniu zajęć Endurance, czyli intensywnej pracy beztlenowej na krótkich i średnich dystansach, jeśli 2-3km w ciągu godziny można nazwać średnim dystansem.
Od 2 miesięcy w Crossfit Hussars figuruje w grafiku zajęć pozycja trening OCR i te treningi też staram się raz w tygodniu zaliczyć.
Także cudów nie ma.
Jakieś 20-24 godzin treningów wydolnościowych i około 7 sesji treningu OCR w ciągu 6 miesięcy, to była moja legitymacja przed sobotnim Openerem.
Im bliżej startu tym większy stres. Niby tylko Opener, wszyscy wokół mówią for fun, no ale miałem biec w koszulce Lubię Burpees'y to trochę zobowiązywało do dobrego występu. Koniec końców moim planem na ten bieg było nie dać dupy i ukończyć trasę w czasie poniżej dwóch godzin.
Wybiła godzina 9:30 i ruszyliśmy. Pierwszy fragment trasy to było to czego obawiałem się najbardziej - długodystansowy bieg. Trzymałem się kolegi z teamu - Pawła i przebrnąłem przez pierwsze kilometry dość przyzwoitym tempem. Pierwsze przeszkody - chód z workiem, przejście po drążku, zasieki, ścianka bez problemu. Później kolejny długi fragment biegowy prowadzący do stadionu, gdzie już głowa wysyłała sygnał "Te, może by tak chwycić za sztangę, zamiast tak się męczyć", i wtedy właśnie wyprzedziłem jednego uczestnika, później kolejnego i zaczęło mi się to podobać. Dlatego nie zwalniałem, ale modliłem się o przeszkodę, żeby złapać trochę oddechu.
Wtedy trasa przebiegała przez stadion no i dostałem to o co prosiłem - zjazd po worku i low rig. Low rig technicznie dla mnie nie wykonalny, w zasadzie pierwszy raz miałem z nim do czynienia. Odpuściłem po trzech próbach. Dalej za trzecim podejściem przeszedłem Klik-Klaka, na Hot wheels zabrakło sił, a Long Swing przeszedłem za pierwszym razem i z mieszanymi uczuciami pobiegłem dalej.
Dragon Tail będzie moim przekleństwem, bo tam zdarłem sporo skóry z dłoni i tutaj jak, i w kolejnym UFO i Low Rigu ból nie pozwalał na poprawne pokonanie przeszkody.
Jak się później okazało była to ostatnia przeszkoda, z którą sobie nie poradziłem.
Po momentach zwątpienia w dobry występ i czas, przez wcześniejsze potknięcia podszedłem do fatality. Zacisnąłem zęby i uścisk na kółkach i bez potknięcia przeszedłem wszystkie elementy dotykając dzwonka. Na mecie widziałem aktualną godzinę dnia i uświadomiłem sobie, że pokonałem trasę tak jak chciałem w czasie poniżej 2 godzin. Lecha Free na mecie opróżniłem w niecałe 10 sekund.
Później czułem już tylko zmęczenie w nogach i niesamowite szczęście. Nie był to nie wiadomo jaki wyczyn, ale w moich osobistych statystykach był to najlepszy czasowo i przeszkodowo event, w którym brałem udział.
Barbarian Race jako organizacja zadbała o wszystko, nie mam się do czego przyczepić, zawody stały na wysokim poziomie, oprawa całej imprezy rewelacyjna, ludzie zrzeszeni wokół tego wydarzenia wspaniali. Dało się odczuć atmosferę wielkiego święta.
Osoby, które znam ze Śląskiej Ligi OCR były tam, aktualny Mistrz Europy OCR z ekipą też tam byli. Ranga tych zawodów była naprawdę wysoka, a obecność tych ludzi dodatkowo ją podniosła.
Niespełna tydzień po tym evencie, a jeszcze jestem w euforii związanej z Openerem.
Z pewnością nie był to mój jedyny występ w Barbarian Race, jak i w innej formule biegów OCR.
To zaraża.
Treningi zaś z pewnością uczynię jeszcze intensywniejszymi, żeby być jeszcze silniejszym, szybszym i mieć większą frajdę z pokonywania przeszkód i długich dystansów.
PODSUMOWANIE
Organizator zapowiadał, że Opener to będzie bieg z maksymalnym "show", z mechanicznymi przeszkodami, za to łatwy i dobry dla początkujących. Oczami wyobraźni widziałem połączenie programów Wipeout z Ninja Warrior.
Niestety jedyną mechaniczną przeszkodą była dobrze znana "Szatkownica", żadnych nowości w kategorii mechanicznych przeszkód na które po cichu liczyłem, nie było.
Bieg okazał się również trudniejszy niż się spodziewałem. Przeszkody takie jak Hybryda, Dragon Tail, Low-Rig2 czy Fatality (nawet w wersji easy) powodują, że poziom trudności należy określić bardziej jako średni niż łatwy.
Myślę, więc, że Barbarian Opener nie jest idealnym biegiem na początek przygody z biegami przeszkodowymi. Tak jak Monika, która najpierw brała udział w Runmagedonach, by potem spróbować sił w Barbarian Opener, a następnie chce wystartować w formule Race, myślę, że to jest idealna ścieżka.
Jeśli więc zastanawiasz się czy wziąć udział w pierwszym w swoim w życiu biegu z przeszkodami możesz oczywiście spróbować wystartować w Openerze, jednak jedynie pod warunkiem, że porażki na przeszkodach zmotywują Cię do cięższych treningów, w innym wypadku poszukaj czegoś łatwiejszego.
Opener jest jednak idealny aby sprawdzić się czy jesteśmy gotowi na formułę Race, która wg zagranicznych uczestników jest jednym z najtrudniejszych technicznie biegów z przeszkodami w Europie.
Tak więc, czy to źle, że Opener nie jest taki prosty? Wręcz przeciwnie ;) Bałem się, że będzie za prosty, że to nie będzie "prawdziwy" Barbarian, ale nic z tych rzeczy, to jest Barbarian z krwi i kości tylko taki nie za trudny, ale też nie za łatwy.
댓글